czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 2.

Las jest wielki. Gdyby nie Leo, zgubiłabym się w nim, ale najwidoczniej wie gdzie idzie. Wszystkie drzewa wyglądają tak samo, wysokie, o grubym pniu i zielonych liściach. Korona jest tak gęsta, że prawie nie widać nieba. Ten widok przypomina mi wakacje spędzone u babci, kiedy razem z nią i mamą poszłyśmy na "babskie zbieranie grzybków". To było kilka lat temu. Szliśmy wolno, może ze względu na babcie, a może dlatego, żeby zebrać więcej grzybów, które uwielbiał dziadek. Wszystko było normalne, dopóki nie znalazłam małego podgrzybka.
-Mamo, patrz! Tam! Widzisz? Sama go znalazłam! - krzyczałam.
Mama miała wtedy długie czarne włosy, zebrane w koński ogon i niebieskie, błyszczące na słońcu oczy. Miała na sobie szary podkoszulek i czarną wiatrówkę, na wypadek, gdyby zaczęło wiać.
-Świetnie! Biegnij po niego i uważaj pod nogi. - powiedziała z uśmiechem na twarzy i podała mi nożyk na grzyby.
Podbiegłam zostawiając za sobą kobiety. I wtedy wszystko zaczęło dziać się jak w zwolnionym tempie. Roześmiana sześciolatka schyliła się, aby go zerwać, a zza drzewa wyszedł największy wąż na świecie. Przynajmniej tak kiedyś myślałam. Teraz, gdy to sobie przypominam, dziwię się, że nie zaczęłam krzyczeć, albo przynajmniej wołać mamy. Wąż zaczął syczeć, a potem... Dziwne, ale nie pamiętam, co było potem.
-Już prawie jesteśmy. - powiedział Leo wyrywając mnie ze świata wspomnień. Byliśmy już dość głęboko w lesie, trawa i liście były gęstsze. Słyszałam też rozmowy, śmiechy i wrzaski innych obozowiczów.
-Leo, na czym właściwie polega ta gra? - spytałam nagle.
Chłopiec obrócił twarz w moją stronę i uśmiechnął się tajemniczo.
-Zobaczysz. Będzie ubaw.
W końcu doszliśmy do pozostałych. Patrzyłam na nich i nie mogłam uwierzyć. Po co im zbroje i broń do jakieś głupiej zabawy? Po drugiej stronie leżały hełmy, była ich chyba setka. Różniły się tylko tym, że jedne miały niebieskie kity, a inne czerwone.
-Herosi! - zaczął Chejron. - Skoro wszyscy już są, możemy zaczynać.
Półbogowie wydali z siebie okrzyk zadowolenia, ale centaur natychmiast uciszył ich podnosząc rękę.
-Drużyna czerwonych będzie składać się z dzieci Aresa, Afrodyty i Demeter. Natomiast niebieskich- Apollina, Hefajstosa, Hermesa i Hekate. Jakieś pytania? - spytał, ale nikt się nie odezwał. - W takim razie weźcie hełmy i omówcie plan działania! Powodzenia!
Wszyscy natychmiast rzucili się tą kupkę, ale Leo ciągnął mnie w drugą stronę.
-Wszystkiego wystarczy. Najpierw potrzebujemy zbroi. - powiedział, widząc moją zdezorientowaną minę.
Ubraliśmy zbroję, mi niestety nie szło, ale brunet mi pomógł. Znów poczułam śniadanie, ale kiedy włożyłam hełm, czułam już tylko podniecenie.
- Słodko w tym wyglądasz. - zachichotał Leo.
- Och, zamknij się.
Plan działania jest prosty: wszyscy coś robią, ale Patt i Veronica pilnują sztandaru. Leo zgłosił się na ochotnika, że zostanie z "nowymi".
- Serio, chcesz z nami zostać?
- Jasne, że tak. Ktoś musi cię nauczyć trzymać ten miecz, Patt.
Wiem, jak się go trzyma. Wiem, że jest źle wyważony. Wiem, że jest też trochę za długi, ale nie mam pojęcia  skąd. Wolę nie dzielić się z Leonem tą informacją.
Kiedy już dziewczyna z domku Hefajstosa zawiesiła niebieską flagę na drzewie, tak, że prawie w ogóle nie było jej widać, wszyscy, prócz nas, rozeszli się. Spojrzałam na Veronicę. Miała bordowe włosy do ramion, brązowe oczy, duże, ładne usta i wyglądała na dość nieśmiałą. Pod zbroją miała obozową koszulkę, na długie, opalone nogi założyła zaś krótkie spodenki. Z łukiem przewieszonym przez ramię wyglądała groźnie i  zarazem pięknie. Dostrzegła, że na nią patrzę i uśmiechnęła się.
- Jestem Vera, córka Apolla. Miło mi cię poznać.
A więc wszyscy od Apolla są ładni. Świetnie, mogę już go skreślić. Zostaje coraz mniej opcji, co do mojego boskiego tatusia.
-Jestem Patt. Umiesz strzelać z łuku?
 Dziewczyna wygląda, jakby miała tyle lat co ja. Czternaście. Dlatego dziwię się, że już umie z tego strzelać.
-Tak, mieszałam niedaleko lasu. Brat mnie uczył.
-Jest tu? To znaczy, w Obozie Herosów?
Uśmiech dziewczyny zbladł. Jej oczy nie błyszczały już tym ciepłem, co przed chwilą.
-Nie, jest zwykłym śmiertelnikiem. Trochę za nim tęsknie. Ma na imię Will, został w domu.
Pomyślałam o mamie, która pewnie się o mnie martwi. Wczoraj rozmawiałam z nią przez "telefon", ale pewnie ciekawi się co u mnie i tęskni. Ja też.
Już miałam jej to powiedzieć, ale przyszedł Leo.
-Trochę tu sobie postoimy. - mruknął.
I faktycznie, miał rację. Staliśmy koło siebie, prawie w ogóle się nie odzywając. Słyszałam ćwierkanie ptaków, uderzanie stali o stal i niekiedy wrzaski i okrzyki. Całkiem nieźle, jak na pierwszy raz.
- Ale nuda, dziewczyny...- zaczął Leo, ale zza drzew wyłonił się muskularny chłopiec od Aresa. Biegł w naszą stronę, wymachując mieczem. Spojrzałam szybko na boki. Leo siedział i podnosił miecz, trochę osłupiały. Veronica próbowała szybko podnieść kołczan, ale wszystkie strzały się z niego wysypały. Nie miałam wyboru. Ścisnęłam moją broń mocniej i podbiegłam odparowując cios. Ramię mi ścierpło, ale nie pozwoliłam chłopakowi pobiec do drzewa, na którym wisi flaga. Zrobiłam jakieś dwie sztuczki, kompletnie bezsensowne, ale długi miecz wypadł mu z rąk. Dysząc ciężko przyłożyłam mu końcówkę stali do gardła i powiedziałam:
-Jest ktoś jeszcze?
Nie odpowiedział. Bezpiecznie odwróciłam głowę i zobaczyłam, że moi przyjaciele już stoją i gapią się na mnie z otwartymi szeroko ustami. Też byłabym zdziwiona, ale mam w sobie za dużo adrenaliny.
-Pytam, czy ktoś jest z tobą? Biegł tu?
Chłopak ma zielone oczy i kwadratową szczękę, którą mocno zaciska. Niesforny kosmyk prawie czarnych włosów spadł mu nisko na czoło.
-Nie. Eee... Wysłali tu tylko mnie, bo mówili, że sobie z wami poradzę. Ja... Znaczy oni... - zaczął się jąkać. Pewnie jest tylko zdziwiony,bo kontroluję "moc". Ale na wszelki wypadek wzięłam głęboki oddech i mruknęłam szybko kilka razy.
-A co z pozostałymi? Z naszej drużyny?
-Ha! - krzyknął i poruszył się zbyt gwałtownie, przez co z jego szyi poleciała kropelka czerwonej krwi. - Prawie wszyscy leżą i kwiczą. Czerwoni ich zabawiają, a ja w tym czasie... No wiecie, miałem zdobyć sztandar.
Przegrywamy? Niedobrze! Ale co może zrobić trójka herosów przeciwko prawie pięćdziesięciu innym?
-Mam pomysł! - krzyknął entuzjastycznie Leo, który znalazł się obok mnie. - Powiesz nam, gdzie jest wasza flaga, a my po cichu ją wykradniemy!
-Nie ma mowy. - odpowiedział szybko chłopak.
Mam wybór. Możemy iść i sami poszukać tej flagi, albo w końcu pokazać wszystkim co umiem i wygrać. Może, na razie nie wszystkim, może wystarczy pokazać to tylko tej dwójce, która tu ze mną czekała. Nie ma czasu, trzeba działać, a ja lubię wygrywać.
-Nie patrzcie mi w oczy. - powiedziałam.
-Co? - spytała nagle Vera. Chciałabym się z nią zaprzyjaźnić, ale to, czego może się o mnie dowiedzieć, może skreślić przyjaźń.
-Po prostu nie patrzcie na mnie chwilę, jasne? - warknęłam.
Zobaczyłam, że patrzą na siebie zdziwieni, ale potem odwracają ode mnie wzrok. Skupiam się, myślę o wszystkich złych rzeczach, o tym, że nikt nawet nie zna dobrze swoich rodziców. Czuję, jak wzbiera się we mnie złość, a wraz z nim, w moich oczach pojawiają się czerwone płomyki, których wszyscy się boją.
-Powiedz mi, gdzie ukryliście sztandar.
Źrenice chłopaka rozszerzyły się, otworzył usta. Działa tak, jak powinno. Boi się mnie. Mnie i moich płonących oczu.
-Jest tam, gdzie się spotkaliśmy na początku. - wyjęczał.
-Dobra, zostaniesz tu. Nikogo nie zawołasz, będziesz cicho, dopóki gra się nie skończy. -zaczęłam.- A jak będzie po wszystkim, zapomnisz, czego tak się wystraszyłeś.
Potaknął. Znów wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się, spuszczając miecz.
-Możemy ruszać.
Popatrzyli na mnie niepewnie. Potem przenieśli wzrok na wystraszonego chłopaka.
-Co ty zrobiłaś? - spytał Leo.
-Wyjaśnię wam to później, teraz chodźmy po tą głupią flagę, nie ma czasu.
Biegliśmy okrężną drogą, żeby na nikogo nie wpaść. Krzyki były głośniejsze, założę się, że to nasza drużyna krzyczy. Coraz bardziej biło mi serce. Tym razem wszyscy trzymaliśmy broń w ręku.
-Dziewczyny, patrzcie! - syknął Leo. - Jest tam!
Między drzewami dostrzegłam leżącą czerwoną flagę. Już miałam tam ruszać, ale Veronica krzyknęła:
-Uwaga! Biegną do nas!
Cztery dziewczyny i jeden chłopak. Veronica szybko wypuściła trzy strzały, wszystkie trafiły w łydki. Ja i Leo skoczyliśmy do dwóch pozostałych dziewczyn i powaliliśmy je kilkoma ciosami. Leżały, kuliły się i jęczały.
-Najwyraźniej byli od Afrodyty.
Rozejrzałam się dookoła, tym razem nikogo nie było. Nie chciałabym trafić na piątkę wściekłych dzieci Aresa, dlatego szybko podbiegliśmy do drzew. Sięgnęłam po flagę i rozległ się głośny dźwięk, pewnie oznaczający wygraną. Pierwszy przybiegł do nas Chejron, popatrzył na nas, zmarszczył brwi.
-Drużyna niebieskich wygrała! Gratulacje!
Natychmiast zbiegli się wszyscy, wrzeszcząc na całe gardła. Otoczyli nas kółkiem, przegrani zostali z tyłu, nie odzywając się.
Nagle wszyscy stanęli jak wryci i odsunęli się o krok. Patrzyli na coś za mną, więc odwróciłam się, by zobaczyć, co tam jest. Ale nic nie widziałam. Popatrzyłam na zbroję. To już nie była ta sama za duża zbroja, którą miałam na sobie przed chwilą! Była krwistoczerwona, idealnie dopasowana. W ręce trzymałam długi miecz z niebiańskiego spirzu. Nie miałam już hełmu, tylko natapirowane włosy. Podniosłam miecz na wysokość oczu i przejrzałam się. Czarna szminka, czarne oczy, blada twarz.
-Co... Co, u diabła?! - krzyknęłam.
Chejron podszedł do mnie, zmierzył wzrokiem i uśmiechnął się.
-Zostałaś Uznana. Jesteś córką Aresa.
I wszyscy zaczęli klaskać.

6 komentarzy:

  1. hahahhahaha, mój brat ma fajne imię ;-;
    podobał mi się ten moment, jak miałaś w oczach czerwone płomyki, czasami na serio je widzę XD
    ps. KC

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no, no :D to jest coś ;D wiedziałam, że będzie(będziesz?) córką Aresa od początku :D super rozdział, łatwo się czyta, cieszę się, że jest dłuższy ;) nic dodać nic ująć :>
    Pozdro, Córka Hadesa ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ocean bezgranicznej epickości tu widzę :)
    Krzyki, wrzaski, płomienie, krew, rozkwitająca miłość... Dawno czegoś takiego nie czytałem :)
    Pisz szybko :

    Móżdżek

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział : ) Czekam na następny! : P

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam! xD Wiedziałam ,że Patt jest dzieckiem Aresa :3. Świetny rozdział ,opisy bitwy o sztandar wyszedł Ci cudownie. Przemyślenia i wspomnienia Patt ,kocham to ^^. Jaram się Leosiem jak Percy wodą! Wyczuwam romans =D. Życzę weny pozdrawiam i zapraszam do mnie jakbyś miała chęci (wybacz ,że tu ale nie mg wejść w SPAM ,chyba mam coś z przeglądarką :<) http://new-generation-of-hogwarts.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. A no więc....Cudowny i bardzo zaciekawia. Za krótkie! Serio!
    Czekam na NN
    Dżerr

    OdpowiedzUsuń