Trening z Adarą to prawdziwa męka. Sądziłam, że Clarisse robi najcięższe treningi, ale, no cóż, jak widać myliłam się.
W Obozie jest wielkie drzewo, chyba sosna, które widziałam pierwszego dnia tutaj. Adara każe mi biegać do drzewa i znów wracać. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nie to, że dziewczyna siedzi mi na plecach. Może i wygląda na szczupłą, ale jest dość ciężka.
- Mam... już... dość... - wydyszałam i padłam na ziemię.
Uniosłam głowę i spojrzałam na dziewczynę. Podniosła brew i założyła rękę na biodro i parzyła na mnie tak pogardliwie, że odwróciłam wzrok.
- To dopiero rozgrzewka, słabiaku. Wstawaj, teraz nauczysz się trzymania miecza.
Chciałam kłócić się z nią, że umiem trzymać miecz, ale odpuściłam sobie. Lepiej pokazać,co umiem, prawda? A poza tym, jeśli sądzi, że dziecko Aresa nie umie walczyć mieczem, to grubo się myli.
Podniosłam miecz z ziemi, złapałam, tak, aby Adara się nie czepiała, i odwróciłam się.
Dziewczyna biegła do mnie z nieco większym mieczem, ale nie miałam czasu na porównywanie nas, bo atakowała. Spróbowałam odbić jej broń moją, przez co strasznie ścierpło mi ramię. Widząc to, Adara uśmiechnęła się i ponownie zaatakowała.
Tym razem zrobiłam to samo. A przynajmniej próbowałam. Zrobiłam wypad do tyłu i korzystając z zaskoczenia dziewczyny kopnęłam ją w żołądek. Muszę przyznać, że jestem chyba najgorszym dzieckiem Aresa, które nie radzi sobie z mieczem. Jedynym dzieckiem, które potrafi wpływać na ludzi.
Adara zatoczyła się do tyłu i złapała za brzuch. Patrzyła na mnie marszcząc brwi, a ja pomyślałam, że teraz nieźle ją wkurzyłam. Ale to ona się na mnie rzuciła, prawda? Mam nadzieję, że nie znajdą moich zwłok w jakimś rowie.
- Nie umiesz walczyć mieczem. - stwierdziła i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Spojrzałam na nią mrużąc oczy. Jest wyższa ode mnie jakieś pięć centymetry (nie jestem zbyt wysoka), bardziej umięśniona i ma szersze ramiona. Ciekawe, czy po kilku latach w Obozie Herosów także będę tak wyglądać. Groźnie.
- Ares mówił, że mam używać sztyletu - przypomniałam jej. - Więc po co teraz mam się uczyć na mieczu?
Wzruszyła ramionami i zaczęła zbierać broń, strzały i butelki po wodzie. Cały czas stałam w miejscu i patrzyłam na nią, zastanawiając się, czy trening już się skończył. Może mogę już wrócić do domku...
- Bogowie, Patt - warknęła Adara - Albo pomożesz mi sprzątać albo leć do pokoju wypłakać się w poduszkę. Tylko nie stercz tak, bo mnie wkurzasz.
Spojrzałam na nią, trochę pogardliwie, ale nie zauważyła tego. Odeszłam, wzięłam dwa miecze i poszłam do zbrojowni.
Nawet nie zauważyłam, że się ściemniło. Przypuszczam, że jest już około 21. Miałam pewien pomysł, ale skoro jest już dość późno, a ja padam ze zmęczenia, zrobię to jutro rano.
Weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i, bez żadnych problemów natychmiast zasnęłam.
Obudziłam się rano, wypoczęta. Spałam twardo, bez żadnych snów.
Wstałam, dziwnie wesoła, wzięłam zimny prysznic i wyszłam z domu na śniadanie. Kiedy dotarłam do stolika z moim rodzeństwem, zaczęłam rozglądać się za Veronicą i Leonem. Przebiegłam wzrokiem po twarzach dzieci Apollina i zobaczyłam przyjaciółkę. Ona także na mnie patrzyła. Uśmiechnęłam się do niej wesoło (no cóż, nie musiałam się wysilać) i pomachałam. Veronica odwzajemniła gest i wróciła do śniadania. Ugryzłam tosta i wzrokiem powiodłam ku stolikowi numer 9. Ale nie widziałam Leona. Brakowało też kilku osób, niektóre miejsca były wolne, a zawsze są wypełnione. Przygryzłam wargę i wzięłam dużego łyka zimnej wody.
Po śniadaniu udałam się na lekcję greckiego. To dopiero moja druga lekcja tego języka (uczymy się także o bogach, boginiach i potworach), ale polubiłam go. W szkole miałam problemy z angielskim, matematyką, historią itp, dlatego szybko przestałam próbować i starać się. Potem zaczęłam "źle się zachowywać", jak twierdzi moja mama. Z każdą kolejną szkołą szybciej wylatywałam. W szkole dla przygłupów wytrwałam cały rok. Wiem, że mama w pewnym sensie była z tego dumna.
Na greckim powtarzaliśmy alfabet. To nawet nie potrzebne, ponieważ całkiem dobrze rozumiem ten język, choć nigdy wcześniej się go nie uczyłam. Gorzej jest z potworami. Trudno zapamiętać mi je lub wyobrazić. Może zwolnią mnie z kartkówki z tego powodu, że nigdy żadnego nie widziałam?
Następnie powinnam mieć jeszcze szermierkę, ale jako że codziennie trenuje z Clarisse, nie muszę na nią chodzić. Dlatego po greckim idę prosto do Wielkiego Domu zadzwonić z iryfonu do mamy. Jestem tu już tydzień a z mamą rozmawiałam tylko raz, dlatego strasznie się martwi. Zawsze była strasznie opiekuńcza (dziwne, że zakochała się w kimś takim jak Ares, prawda?) i próbowała być przy mnie w każdej chwili. Oprócz mamy, mam także wspaniałych dziadków. I to tyle, to cała moja rodzina. Nie mam siostry lub brata, wujek nie mieszka w kraju, tata okazał się greckim bogiem, a babcia i dziadek nie kontaktują się ze swoim rodzeństwem zbyt często.
Dochodząc do Wielkiego Domu przypomniałam sobie o Margaret, wysokiej blondynce, którą niedawno tu widziałam. Od tego czasu w ogóle jej nie widziałam, ciekawe czy już wyzdrowiała i odzyskała siły. Może dali jej ten dziwny nektar, który powinien pomagać. W każdym razie, przestaję o tym myśleć, bo w drzwiach stanął Chejron i spoglądał na mnie.
- Patt. - mówi. - Co cię tu sprowadza? Coś się stało?
- Nie. Chciałam tylko zadzwonić do mamy. - powiedziałam z uśmiechem.
Kiwnął głową i zaprosił do środka.
- Tak, to dobry pomysł. Niestety, muszę iść poprowadzić lekcje, ale wiesz jak zadzwonić, prawda?
Potwierdziłam i ruszyłam do salonu. W środku nikogo nie było (na szczęście).Wzięłam złotą drachmę, wrzuciłam do misy z wodą i wypowiedziałam:
- O Irys, bogini tęczy, przyjmij tę ofiarę i pokaż mi moją mamę.
Obraz zamigotał i po chwili ujrzałam w nim moją małą kuchnię. Białe ściany, duże szafki, kran a przy czajniku moja mama.
Czarne włosy związała w kucyk, miała białą bufiastą koszulę, czarne spodnie i buty na obcasie. Stała do mnie tyłem i parzyła kawę. Na widok tego codziennego obrazu uśmiechnęłam się i krzyknęłam:
-Mamusiu!
Mama podskoczyła prawie do sufitu i rozlała trochę gorącej wody. Przeklnęła cicho i obróciła się.
Na jej twarzy malowała się taka radość, jakiej dawno nie widziałam. Jej niebieskie oczy uśmiechały się do mnie, a ja miałam nieodpartą chęć przytulenia jej.
- Cześć, słoneczko. Co u ciebie?
Mama ma pewien nawyk. Uwielbia mówić do mnie pieszczotliwie. Nigdy nie uważałam, że to "siara", bo i tak nikt do mnie nie przychodził. Jedyne co mnie denerwowało, to kiedy była na mnie zła i mówiła na mnie "pieczarko". Wyobraźcie to sobie: "Nie, koniec dyskusji. Masz szlaban, pieczarko!"...
- Hej, mamuś. Wszystko u mnie w porządku - powiedziałam, choć to nie do końca prawda - A co u ciebie?
Mama już miała mi odpowiedzieć, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł chłopak.
Miał na sobie granatowy Tshirt, bojówki i pas na narzędzia. Brązowe włosy przykleiły mu się do skroni, ogarnął spojrzeniem pokój i popatrzył prosto na mnie. Muszę powiedzieć, że Leo nawet cały w smarze wygląda pociągająco.
- Patt - powiedział - Chejron mówił, że cię tu znajdę. Chciałem ci coś powiedzieć.
Okej, chciałam powiedzieć, co takiego? Niestety, mama mnie uprzedziła:
- Co to za chłopiec?
To nie był pogodny, miły głos, jak przed chwilą. Teraz jej głos brzmiał jak warknięcie.
Leo spojrzał na mamę, na sekundę zmarszczył brwi i, ku mojemu zdziwieniu, podszedł, objął mnie ramieniem i z uśmiechem powiedział:
- Leo Valdez, proszę pani.
Mama obdarzyła Leona jednym ze swoich najstraszniejszych spojrzeń. Nie takim, jak moje, takim bardziej... ludzkim. Mimo to, Valdez zabrał swoją rękę z mojego ramienia, spoważniał (jeżeli można tak o nim powiedzieć) i znów spojrzał na mnie.
- Słuchaj, chciałem ci powiedzieć, że cały dzień będę zajęty. Dzieciakom od Apolla chyba znudziła się zwykła tarcza i zaczęli strzelać w drzwi - przewrócił oczami. - Musimy naprawić chyba wszystkie w Obozie.
Wyobraziłam sobie ludzi pukających w drzwi strzałami i (znowu!) się uśmiechnęłam. Pokiwałam współczująco głową (no okej, udawałam) i powiedziałam:
- Spoko. Pójdę do Veroniki.
Pokazał mi uniesiony kciuk, pożegnał się z moją mamą i wyszedł. I od razu za nim zatęskniłam. Dziwne.
Po rozmowie z mamą, tak jak obiecałam Leonowi, udałam do Veroniki. Domek Apolla znajduje się obok mojego, choć wyglądają jak swoje przeciwieństwa. W każdym razie, domek Aresa wyglądał szczególnie dziwnie, kiedy pod jego drzwiami stała Adara.
Podeszłam do niej, czując lekki ucisk w piersi.
- Nareszcie, dziewczyno! - krzyknęła.
Adara miała na sobie strój podobny do wczorajszego. Dodatkowo w ręce miała dwa sztylety i włosy upięte do tyłu.
- Po co na mnie czekasz? - spytałam niezbyt uprzejmym tonem.
Pomachała mi przed nosem sztyletami, jakby to było oczywiste i powinnam domyślić się na początku.
- Idziemy na trening, Patt - jęknęła - Zacznij myśleć.
Zmarszczyłam czoło czując przypływ złości. Adara nie jest moją trenerką, nie lubię jej, ona nie lubi mnie. Nie będzie mnie niczego uczyć!
- Nigdzie z tobą nie idę. - warknęłam.
Dziewczyna uniosła brwi i przyglądała mi się. Jej srebrne oczy kontrastowały ze skórą i włosami, a wykrzywione usta nie pasowały do niej. Odstraszały.
- Skoro każę ci iść, to idziesz, jasne?!
I teraz pewnie wyglądałam podobnie. Musiałam się powstrzymywać żeby nie wybuchnąć. Naprawdę, czy tylko mnie w całym Obozie Herosów denerwuje ta dziewczyna?
- Powiedziałam, że nigdzie z tobą nie idę. Nie możesz mi rozkazywać, Adaro.
Podniosła brodę, zmrużyła oczy i spytała:
- Jesteś pewna?
I odeszła, nie dając mi odpowiedzieć.
Prędko weszłam do domku Veroniki i zastałam ją tam, gdzie myślałam - na jej łóżku. Słysząc, że drzwi się otwierają, podniosła wzrok znad książki i uśmiechnęła się promiennie.
- Cześć! Co tu robisz?
Miała na sobie dużą białą koszulkę spod której wystawały tylko nogawki krótkich spodenek, włosy upięła w kok, leżała na łóżku czytając książkę, choć nie udało mi się rozszyfrować jej tytułu.
- Nie mam nic do roboty, więc przyszłam do ciebie - wzruszyłam ramionami. - Co tam czytasz?
- Wichrowe wzgórza.
- Nie masz... no tej, dysleksji?
Zacisnęła usta i zastanowiła się, zanim odpowiedziała.
- Wiesz, dzieci Apolla czasami piszą wiersze, ballady i takie tam. Dlatego większość z mojego rodzeństwa, w tym ja, nie ma dysleksji. Ale mamy ADHD.
Przysiadłam na jej łóżku i spojrzałam do książki. Od widoku tych liter rozbolała mnie głowa i oddałam ją przyjaciółce.
- Chciałabym móc czytać książki i nie mieć dysleksji - westchnęłam.
A tak na serio, chciałabym być po prostu normalna. Nie być jakimś półbogiem, mieć pełną rodzinę, nie musieć ratować innych, nie mieć ojca boga, który nie ma dla ciebie czasu. Być zwykłym śmiertelnikiem.
- Jeśli chcesz, mogę ci poczytać.
Spojrzałam na nią, sprawdzając czy nie żartuje. Ale ona mówiła na poważnie.
- Serio?
- Serio. Ludzie mówią, że mam świetny głos. - powiedziała z uśmiechem.
I tak minęło mi popołudnie. Veronica faktycznie miała niezły głos, choć książka trochę mnie nudziła. Było w niej za mało akcji i przydałaby się tam jakaś bitwa. Ale ani razu, nawet na chwilkę się nie zdrzemnęłam. Sukces.
Siedząc przy stoliku i jedząc spaghetti myślałam o tym, czy dobrze poradziłam sobie z Adarą. Może odczepi się już raz na zawsze? Szczerze, wątpię, ale zostaje mi nadzieja.
Moje myśli zostały przerwane, bo poczułam coś mokrego spływającego mi po nodze. To była cola. Wstałam szybko, przetarłam nogę serwetką i usłyszałam czyjś śmiech.
- Co się stało, Patt? Czyżbyś popuściła?
I znowu śmiech. Tym razem więcej niż jednej osoby. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Chase'a trzymającego pustą już szklankę po coli.
Chase to mój przyszywany brat, jest ode mnie o wiele większy i silniejszy, ale także głupszy. Uważa, że zdradziłam wszystkie dzieci Aresa, ponieważ wygrałam w bitwie o sztandar.
- Chase, ty idioto.
I zawartość mojego talerza wylądowała na jego łbie. A żeby nie oberwać od chłopaka, szybko wybiegłam ze stołówki.
I pobiegłam do pierwszego miejsca, o którym pomyślałam. Do stajni. Do Blair - pięknego, smutnego pegaza.
Właśnie tam, siedziałam (i może ukrywałam) aż do wieczora. Kiedy nieco się ściemniło, pożegnałam się z Blair i udałam się do domku.Chciałam też iść do Veroniki, opowiedzieć co się stało, ale ze względu, że za jakieś pół godziny zacznie się cisza nocna, odpuściłam to sobie. Poszłam prosto do małego domku.
I stanęłam jak wryta. Bo pod drzwiami zobaczyłam szczerzących się Adarę i Chase'a. Przecież chłopak mieszka pod tym samym dachem co ja, więc jak mogłabym go unikać?! Może jednak nie jestem od niego mądrzejsza...
- Patt, kochanie - zaczęła słodziutkim głosem Adara - Gdzie się podziewałaś, martwiliśmy się.
- Tak, powinnaś mówić dokąd idziesz, siostrzyczko - przytaknął Chase - Coś mogłoby ci się stać...
I wtedy obszedł mnie, złapał za ramiona uniósł. Próbowałam się wyrywać, kopać i nawet krzyczeć, ale chłopak trzymał mnie mocno i zakrywał usta spoconą łapą.
- Nie ma sensu się wyrywać. Chcemy tylko z Chasem dać ci małą nauczkę.
I wtedy BUM! Poczułam pieczenie w policzkach, gorąco na twarzy, złość i mrowienie na całym ciele. Spojrzałam na Chase płomiennymi oczami, w spojrzeniu była groźba, tak wielka, że chłopak puścił mnie szybko i jęknął. Patrzył na mnie z otwartymi ustami i rozszerzonymi źrenicami.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj! - krzyknęłam.
I użyłam czaru na Adarze. Dziewczyna otworzyła lekko buzię i uniosła brwi. Głęboko westchnęła i wyszeptała:
- A więc to potrafisz...
Z wrażenia, że dziewczyna się nie przestraszyła, aż zamrugałam. I wtedy Adara oprzytomniała i mocno chwyciła mnie za nadgarstek.
- Chase złap ją! - nakazała.
Jednak Chase dostał już polecenie ode mnie. Ma mnie więcej nie dotykać i nie zrobi tego. Poza tym, on nadal stał przestraszony i gapił się na mnie.
- No cóż, skoro on nie może, sama to...
- Dlaczego się nie przestraszyłaś? - przerwałam jej.
Popatrzyła mi prosto w oczy i nieco rozluźniła uchwyt. Jednak nie wyrywałam się, czekałam na odpowiedź.
- Jak myślisz, czyim dzieckiem jestem?
I tego właśnie o niej nie wiedziałam. To znaczy, nic o niej nie wiem, ale to chyba najistotniejsze. Wzruszyłam ramionami, nie odpowiadając.
- Moją matką jest Hekate - powiedziała. - Bogini magii, dlatego mam srebrne oczy! Jestem uodporniona na wszelką magię, na to coś, co ty umiesz, najwidoczniej także. A teraz skoro już to wiem mogę to także wykorzystać.
I mocno pociągnęła mnie za nadgarstek, tak, że straciłam równowagę i potknęłam się, lecz nie przewróciłam. Nagle dziewczyna wydała cichy, pełny bólu okrzyk. Puściła mnie również i złapała za swoje udo. Nie rozumiejąc, co się dzieje, obeszłam Adarę, chcąc sprawdzić, co jej jest.
W jej udzie sterczała strzała.
Zdziwiona rozejrzałam się dookoła. Nieco dalej, na niewysokim pagórku stała uśmiechnięta dziewczyna z łukiem i kołczanem. Rozpoznałam ją i uśmiechnęłam się do niej. Do Veroniki.
- Jesteśmy kwita, Adaro.
I pobiegłam do przyjaciółki.